niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 12


           Po wygranej Lorda Voldemorta oraz śmierci Harry'ego Pottera (oczywiście fałszywej), Zakon Feniksa został reaktywowany. Kwaterę Główną przeniesiono daleko na wschód do małej, całkowicie opuszczonej wioski o nazwie Arthys. Siedziba mieściła się tuż pod nią, głęboko pod ziemią. Została podzielona na kilkanaście dużych pomieszczeń. Największym z nich było bez wątpienia Skrzydło Szpitalne, gdzie uwijały się pielęgniarki. Dalej była Kuchnia oraz pomieszczenie, w którym zarówno czarodzieje jak i uratowani mugole, znajdowali dla siebie malutki kąt.
Hermiona i Draco wylądowali w Hali. Panował tam duży ruch i nikt z początku nie zwrócił na nich większej uwagi, póki nie dostrzegła ich Luna. Jej złote włosy spływały kaskadami po bladych ramionach. Nevill trzymał ją właśnie w ramionach i szeptał coś do ucha.
- Hermiona! - krzyknęła. Wszyscy wokół zamarli w bezruchu. Kilka stóp dalej stał Ron Wasley oraz Harry Potter. Obaj podnieśli wzrok i wtedy ją zauważyli. Swoją przyjaciółkę.
Przyjaciółkę, którą opuścili.
Wybraniec sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego. Jego oczy były puste i bez wyrazu odkąd dowiedział się o śmierci Ginny Weasley. Od tamtej pory zamknął się w sobie i nie myślał o niczym innym oprócz tego jak zabije Czarnego Pana oraz jak utrzyma tych wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w nowej Kwaterze Zakonu Feniksa.
Natomiast Ronald wyglądał tak jak zawsze. Jego włosy wydawały się płonąć ogniem w blasku światła. W ręku trzymał różdżkę, a na twarzy miał niewielką bliznę. Ściągnął brwi i wbił zaskoczony wzrok w Hermionę. Szatynka zaśmiała się gorzko w duchu. Z pewnością myślał, że umarła.
- Jak... Myśleliśmy, że nie żyjesz... - usłyszała zdumiony głos Harry'ego, kiedy podszedł bliżej. Ron szedł tuż za nim, a jego wzrok spoczywał na Malfoyu, który był bardziej blady niż zazwyczaj. Granger pomogła mu się podnieść. Zacisnął pięści z bólu i zamknął powieki. Z jego ręki lała się szkarłatna krew, która plamiła ubranie Hermiony.
- Co on tu robi? - padło z ust Weasleya. Hermiona z niedowierzaniem pomyślała, że jeszcze kilka miesięcy temu kochała go nad życie. Była gotowa umrzeć za niego. Byli razem, a on po tak długim czasie nawet nie wysilił się na krótki uśmiech albo chociaż odrobinę zdumienia. Zamiast tego wpatrywał się w Dracona, który zwijał się z bólu. Tak jakby jej w ogóle nie było. Jakby nie stawiła się w Siedzibie po kilku długich miesiącach odkąd zostawił ją przed domem Selwyna.
- To co powinien. Zejdź mi z drogi, Ron. Jest ranny, muszę mu pomóc - powiedziała Hermiona lodowatym tonem. Weasley pokręcił głową. Widziała jak na jego twarzy odmalowywała się wściekłość.
- Pomóc? Chcesz mu POMÓC? Jest naszym wrogiem! Zabił Ginny! Zapomniałaś już o tym? Jak śmiałaś go tutaj przyprowadzić?! - ryknął. W Hali zapanowała okropna cisza.
- Nawet jeśli... On rzeczywiście był naszym wrogiem. Był MOIM wrogiem i wiesz co zrobił? Kiedy Selwyn dręczył mnie, gwałcił i bił to Malfoy mnie uratował! Przez trzy miesiące znosiłam piekło wmawiając sobie, że ty albo Harry mnie uratujecie! Ale nie przyszliście. Zrobił to on, Draco Malfoy. Mój WRÓG. Zrobił to, co powinni zrobić moi przyjaciele. Co powinieneś zrobić ty jako mój chłopak - powiedziała zimno. Ron zacisnął wargi w wąską linię i wyjął różdżkę. Hermiona zasłoniła ciało Malfoya, który ledwo trzymał się na nogach i wpatrywał się w Weasleya w milczeniu.
- Odsuń się, zabiję tego sukinsyna! - warknął wściekle
- Najpierw będziesz musiał zabić mnie - odparła spokojnie. Weasley wbił w nią niedowierzający wzrok. Harry w tym czasie wyrwał mu różdżkę z dłoni i skinął w stronę Hermiony głową.
- Zaprowadź go do Skrzydła Szpitalnego - powiedział cicho. Szatynka bez słowa ujęła Dracona pod ramię. Po chwili podbiegła do niej Luna i złapała go z drugiej strony. Hermiona posłała jej lekki uśmiech w ramach podziękowania.
Skrzydło Szpitalne było ogromne. Wszędzie, gdzie tylko się spojrzało stały łóżka, a na nich leżeli ranni. Lekarze i pielęgniarki uwijali się wokół. Hermiona razem z Luną położyły Dracona na jednym z wolnych łóżek. Wił się i jęczał z bólu. Granger widziała, że z trudem powstrzymywał się, aby nie wrzeszczeć. Pobiegła szybko do komnaty obok, gdzie leżały przeróżne słoiczki z maściami, flakonikami i lekarstwami. Obrzuciła nerwowym wzrokiem wielki kredens i zaczęła szukać buteleczki z płynem.
- No dalej. Gdzie to jest? - powiedziała ze złością. Każda dodatkowa chwila sprawiała, że Malfoy czuł jeszcze większy ból. Musiała znaleźć ten cholerny flakonik, ale nie mogła trzeźwo myśleć.
- Tutaj - usłyszała głos za sobą. Odwróciła się i uśmiechnęła szeroko.
- Hazel... Dziękuje - wyszeptała. Dziewczyna machnęła ręką.
- Nie ma za co. Idź do niego - odparła, a Hermiona złapała flakonik i posłusznie wróciła do Dracona. Drżącymi rękami posmarowała mu rękę maścią, zrobiła zimny okład i nie zostawiła go choćby na moment. Była strasznie zmęczona, cała we krwi, ale mimo to uparcie czekała. Nie mogła go zostawić. Musiała przy nim być, gdyby stało się coś nieoczekiwanego.
- Hermiona - usłyszała jakiś czas później. Malfoy wyglądał strasznie. Miał zapadnięte policzki i wielkie cienie pod oczami. Granger wyprostowała się i złapała go za rękę.
- Obudziłeś się - odparła z ulgą.
- Tak, a teraz idź odpocząć, Granger. Nic mi nie będzie. Obiecuję - powiedział cicho. Szatynka miała ochotę dalej przy nim siedzieć i nie opuszczać go nawet na sekundę, ale była tak bardzo zmęczona, że dała za wygraną.
- Przyjdę do ciebie z samego rana - obiecała mu i powoli ruszyła w stronę swojego starego pokoju. Kiedy otworzyła drzwi zobaczyła na łóżku siedzącego Harry'ego oraz Rona, który stał oparty o ścianę. Bez słowa weszła do pokoju i zdjęła z siebie zniszczone buty oraz zakrwawioną bluzę.
- Hermiona... - odezwał się po krótkiej chwili Harry. Szatynka pokręciła głową.
- Przestań. Po prostu przestań. Nie chcę wiedzieć dlaczego mnie zostawiliście. Już nie. Zabieraj te cholerne papiery i wynoś się razem z Ronem - odparła lodowatym tonem. Weasley zacisnął ręce w pięści.
- Myśleliśmy, że nie żyjesz! - wybuchnął.
- Naprawdę? A po czym tak stwierdziliście? - zapytała. Żaden z nich jej nie odpowiedział. Harry wstał powoli, złapał ją delikatnie za rękę i z zaskoczeniem przyjrzał się jej bliznom, które widać było na rękach.
- Co to jest...? - zapytał zaskoczony. Wyrwała się i wskazała palcem drzwi.
- Nic, Harry. Nic - powiedziała cicho, a kiedy już sobie poszli, rzuciła się na łóżko i rozpłakała jak dziecko.

* * *

Przez kolejne dni Hermiona nie robiła praktycznie nic oprócz czuwania nad Draconem oraz spania. Jadła niewiele i prawie z nikim nie rozmawiała. Czuła na sobie spojrzenia, które rzucali jej ludzie wokół, ale one nic ją nie obchodziły. Martwiła się tylko o Draco.
Jego stan co prawda polepszał się z dnia na dzień, ale blondyn wciąż był bardzo słaby. Wydawało się również, że jego ręka gnije. Hermiona smarowała ją różnymi maściami i robiła okłady. Znała zaklęcie jakim dostał Draco i wiedziała, co teraz przechodził. Martwiła się, że w najgorszym przypadku będą musieli amputować mu rękę, ale na szczęście zaczęła się goić.
Trzy dni dni później Harry ogłosił zebranie Zakonu Feniksa. Hermiona wiedziała, że wtedy zapadnie sprawa dotycząca tego, co dalej stanie się z Malfoyem. Sama wolałaby, aby został jeszcze trochę w Skrzydle, ale nie było innego wyboru.
Zebranie zaczęło się późnym wieczorem. Hermiona zaprowadziła Dracona do okrągłej sali. Na środku stał tylko stół oraz porozrzucane na nim papiery. Granger czuła palące spojrzenia na sobie, ale konsekwentnie je ignorowała. To samo zresztą robił Malfoy.
Ron usiadł jak najdalej od nich. Szatynka była mu za to wdzięczna, choć dla niej całe to spotkanie mogłoby się obejść równie dobrze bez niego. Weasley nie szczędził morderczych spojrzeń, które rzucał w ich stronę. W powietrzu czuć było wielkie napięcie, dlatego Harry postanowił zakończyć to spotkanie jak najszybciej. Odchrząknął cicho i spojrzał na zebranych.
- Zebraliśmy się tutaj w sprawie, aby omówić wydarzenia z ostatnich kilku dni. Przez ostatnie miesiące próbowaliśmy znaleźć sposób, aby zdobyć papiery, o których usłyszeliśmy od naszych szpiegów. Wiemy, że dał je większości swoich popleczników i kazał je umieścić w skrytkach. Jedną z nich był dom Selwyna, gdzie miała wybrać się Hermiona z Ronaldem. Ostatecznie jednak akcja się nie udała...
- Chciałeś powiedzieć, że zostałam złapana, a Weasley skazał mnie na pewną śmierć. Do rzeczy, Harry - przerwała mu szatynka. Ron zrobił się cały czerwony na twarzy. Zacisnął pięści, ale nie odezwał się ani słowem.
- Sądziliśmy więc, że papiery zostaną przeniesione w jakieś inne, bardziej strzeżone miejsce, ale Voldemort nie dowiedział się o włamaniu. Teraz dzięki Hermionie i Draconowi zdobyliśmy je. Czytałem już pewną część. Czeka przede mną jeszcze kilka stron, ponieważ papiery są spisane w starożytnej łacinie. Tekst nie został jeszcze cały przetłumaczony, ale mogę was zapewnić, że jest tam coś dzięki czemu pokonam Voldemorta. Będziemy musieli jednak ułożyć plan. Musi być dopracowany na ostatni guzik i nic nie może pójść nie tak, rozumiecie? To nasza ostatnia szansa. Jeśli teraz ją spartaczymy, zginiemy wszyscy - oznajmił Harry. W jego głosie pobrzmiewało napięcie. Wszyscy kiwnęli zgodnie głową i wbili wzrok w oczekiwaniu na dalszą część.
- Drugą sprawą jest Draco Malfoy. Cóż... Wszyscy wiemy, że jest śmierciożercą, a co za tym idzie naszym wrogiem, ale powiedzmy sobie szczerze: gdyby nie on, Hermiony nie byłoby dzisiaj z nami. A także tych papierów. Wiem, że to, co zaraz powiem może wam się nie spodobać, ale... Sądzę, że powinniśmy mu dać szansę - powiedział powoli. W sali wybuchła wrzawa. Większa część zebranych była oburzona. Hermiona doskonale ich rozumiała. Był ich wrogiem. Śmierciożercy zabili ich bliskich. Chcieli kogoś za to ukarać, a Draco akurat się tutaj znajdował. Hermiona odszukała ręki Dracona tuż pod stołem i delikatnie ją uścisnęła. Malfoy uśmiechnął się lekko chcąc pokazać jej, że wszystko jest w porządku.
Niespodziewanie Ron poderwał się do góry. Złapał krzesło, na którym siedział i cisnął nim z całej siły w ścianę.
- Nie, Harry. Nie. To śmierciożerca. Malfoy jest cholernym sukinsynem, który zabił moja siostrę! - wrzasnął rzucając się w stronę Dracona. Harry ruszył w jego stronę i złapał go mocno pod ramię.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Ginny była moją dziewczyną! Nie musisz mi przypominać o tym na każdym cholernym kroku!
- Najwidoczniej muszę, Harry. Malfoy ją zabił z zimną krwią, a ty teraz chcesz dać mu szansę jakby nigdy nic się stało? Co jest z tobą nie tak?! - wrzasnął z furią.
- Wyjdź, Ron. WYJDŹ! Malfoy zostaje i póki ja tu rządzę, tak właśnie będzie. Jeszcze ktoś chce coś powiedzieć? - zapytał głośno. Jego głos echem odbił się po sali. Ron opuścił pokój w tempie natychmiastowym. Nikt z pozostałych nie miał więcej do powiedzenia, więc oni również powoli zaczęli się ulatniać.
- Hermiono, mogę porozmawiać przez chwilę z Potterem? - zapytał Draco szatynkę, kiedy stali już przy drzwiach. Przez chwilę stała niezdecydowana, a potem kiwnęła głową. Zamknął za sobą powoli drzwi i odwrócił się w stronę Wybrańca.
Przez Wojnę, Harry wyglądał o dziesięć lat starzej. Miał zmęczony wzrok, pręgi pod oczami, a bluzka wisiała na nim luźno. Strasznie schudł. 
Draco ruszył powoli w jego stronę.
- Wiesz, Malfoy... Odkąd złapali Weasleyów i zrobili z ich śmierci szopkę minął już prawie rok. Wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Że wiem, że nie żyją przeze mnie. Że Ginny nie żyje przeze mnie. A także ta bezsilność, którą czułem, kiedy ją złapali. Nie mogłem jej uratować bez narażania tego wszystkiego, co udało nam się zrobić w tym miejscu. Ten wybór był najboleśniejszą decyzją jaką w życiu podjąłem. Kiedy dowiedziałem się, że to ty tak naprawdę ją zabiłeś. Że to ty zadałeś jej ostateczny cios, miałem ochotę cię znaleźć i zabijać kawałek po kawałeczku. Wiem, co z nią robili i że gdyby nie ty trwałoby to znacznie dłużej. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłeś. Ale nie obchodzi mnie to. Nie myśl, że będę ci za to wdzięczny. Gdyby nie Hermiona... Gdyby nie to, co dla niej zrobiłeś i jak bardzo wycierpiała już byś nie żył, rozumiesz? Mam ochotę cię zabić, Malfoy. Zabić i zakończyć to twoje nędzne życie, ale widzę, że kiedy jesteś przy niej, jest spokojniejsza. Nie wiem co jest między wami, ale... Nie skrzywdź jej. Obiecujesz mi to? - zapytał Harry. Zaległa między nimi pełna napięcia cisza. Draco uniósł powoli wzrok i kiwnął głową.
- Obiecuję.

____________________________________

Wiem, że dawno mnie tu nie było, ale kompletnie nie miałam weny na to opowiadanie. Otwierałam nowy post i nie miałam pomysłu jak go napisać. Doszłam więc do wniosku, że bez sensu jest pisać na siłę. Minęły prawie dwa miesiące no i cóż udało mi się napisać dwa ostatnie rozdziały tego opowiadania. Były one jednym takim długim tasiemcem, ale myślę, że lepiej się będzie czytać jak podzielę go na dwa. Mam nadzieję, że się wam spodoba. :D
No, skończyłam. 
Pozdrawiam! 

5 komentarzy:

  1. Ciekawy rozdział. Jakoś nie mogę się otrząsnąć po śmierci Ginny.
    http://milosc-zwycieza-nawet-nienawisc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej ;)
    Dopiero niedawno znalazłam twojego bloga i muszę przyznać, że jest bardzo ciekawy, strasznie podoba mi się twój pomysł i przedstawienie prób walki z Voldemortem, ofiar i trudów tej wojny..
    już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że pomysł Ci się spodobał choć nie będzie ich zbyt dużo, bo 13 rozdział zaplanowałam jako ostatni. :D

      Usuń
  3. Wkurwia mnie Ron i to bardzo. Się wymądrza, a gdzie był jak Hermiona go potrzebowała, co?!

    OdpowiedzUsuń

Ulica Pokątna

Zwiastun bloga mojego autorstwa.